Motyle dla Hospicjum

Obrzęk limfatyczny

Blog wolontariusza

Forum

Finansowanie

Partnerzy

Całe życie ryzykujemy…

Całe życie ryzykujemy albo boimy się ryzyka. Całe życie walczymy ze sobą. A przecież każdy lubi wygrywać. Tylko jak tu zwyciężyć z sobą samym?

Pewnie nie raz, nie dwa słyszeliście, że żałować, że się coś zrobiło, niż że się tego nie zrobiło wcale. To jedna z tych życiowych mądrości, które namiętnie powtarzają nam rodzice i dziadkowie. I jak zwykle w takich sytuacjach bywa, dopiero po latach odkrywamy, ile w tych słowach było mądrości.

Nie zaskoczę nikogo swoimi wątpliwościami. Swoimi i mojej przyjaciółki.

Wczoraj rozmawiałyśmy, siedząc na Starym Rynku i zajadając się włoskimi przysmakami o przyszłości. Dwie dwudziestoletnie dziewczyny obawiające się ryzyka, bo otoczenie stara się na wszelkie możliwe sposoby zabezpieczyć, więc może one też powinny. Bo jest zbyt wiele do stracenia, a przecież równie dobrze, można by stwierdzić, że jest wiele do zyskania. Bo rodzina. Bo może to, o czym myślimy za chwilę przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.

Nie wiem ile można ryzykować dla miłości, nie wiem, ile można ryzykować dla marzeń, nie wiem, ile można ryzykować dla przyszłości, która rysuje nam się przed oczami.

Jeden powie, że wszystko. Inny, że nie można opierać życia na samym ryzyku.

A trzeci zapyta: czym właściwie jest ryzyko?

Chciałabym umieć powiedzieć sobie z pełną odpowiedzialnością, że podejmowane przeze mnie decyzje są dobre, nawet jeśli podejmowane są pod wpływem emocji, nawet jeśli mają mniej wspólnego z racjonalnym myśleniem niż powinny.

Z pewnością odpychające jest wyobrażenie smaku porażki. Smaku gorzkiego i z pewnością niezbyt przyjemnego w przeciwieństwie do smaku gorzkiej czekolady. Tej, która jest kwintesencją eleganckich deserów pieszczących podniebienia milionów ludzi.

Często mam tak, że w jednej chwili przychodzi mi do głowy pomysł. Nieważne, jaki, jak bardzo nierealny, ale jeżeli on już przyjdzie, zawita w moim umyśle, to zagości w nim na długo. Najprawdopodobniej będzie tam przebywał dopóty dopóki go nie zrealizuję.

I bądź tu człowieku mądry.

Żaden makaron, żadne pieczone warzywa, żadna oliwa z oliwek, nie pomoże mi w podjęciu decyzji (a chciałabym, ale to już temat na kolejny raz). Mam tę smutną świadomość, że mogłabym dostać radę od każdego znajomego, którego mam na swoim profilu fejsbukowym, ale decyzję i tak muszę podjąć sama. I to ja będę odczuwała jej konsekwencje.

Mogę zrobić listę za i przeciw, plusów i minusów, mogę się zastanowić, co jest dla mnie ważniejsze – bezpieczeństwo czy wachlarz emocji różnego rodzaju. Mogę pozostawić marzenia marzeniami, ale mogę również marzenia przeistoczyć w rzeczywistość.

I nawet, jeżeli teraz jeszcze nie wiem, jak to zrobić, to myślę, że będę dążyć do tego, żeby się dowiedzieć. Dowiedzieć się, jak zmienić swoje życie.

A właściwie przeżyć. Przeżyć, a nie przemyśleć.

Skomentuj wpis na Forum